czyli jak nie stać na jedzenie na mieście to biedny, got it
stilgarpl on
Potrafiłem kupić wielki, kilkukilogramowy worek parówek (w większych opakowaniach taniej) i potem jeść je na wszystkie posiłki.
A co do dolnego obrazka – te rzeczy wyglądają lepiej, ale wcale nie muszą być drogie. Gofry – jajko i trochę mąki. Beza – jajko, śmietana, owoce. To nie są drogie rzeczy. Bardziej kwestia zaangażowania i czasu w kuchni.
ogurson on
Na dolnym zdjęciu to nie widzę za bardzo jedzenia tylko same desery 🤔
HarryGree on
Różnie, zależało od miesiąca 😁
Chyba największym hitem była u nas bułka z frytkami, która kosztowała 4.2 zł.
Była to bułka od kebaba wypełniona po brzegi frytkami + sos, można się było tym pięknie najeść.
JohnFighterman on
Pasztet **I** jabłko? Może jeszcze w ten sam miesiąc? Jebany Sknerus McKwacz!
zandrew on
Brakuje mi tylko kaszanki i frytek (ten sam olej cały semestr). Tanich sosów.
AvailableTaro2985 on
Kanapka z chlebem, to było to
glootech on
15 lat temu kupowałem słoik sosu do spaghetti, paczkę makaronu i mięso garmażeryjne z kurczaka (500g), co kosztowało mnie 10zł i robiłem z tego trzy obiady.
Kolejnym pomysłem na obiad były hamburgery – 4 kajzerki, paczka burgerów z momu, małe pudełeczko surówki, musztarda i keczup. Nie licząc tych dwóch ostatnich składników mieściłem się w okolicach 5-5.5zł.
Do tego w dużych ilościach jadłem ryż (w promocji nawet 99groszy za 4x100g). Jadałem ryż w zupie pomidorowej, ryż z sosem, ryż z bigosem, a kiedy było trzeba, to ryż z ryżem.
Cerber108 on
U góry masz szybko, u dołu długo. Jak miałbym dla dwóch lub – o zgrozo – dla jednej osoby pieprzyć się 1-2h z daniami, które starczą tylko na dziś, to ja podziękuję. Jak np. robię pizzę, to od razu 3 blachy, na 3 obiady i siema.
SARSUnicorn on
pracuje na pełny etat + studiuje, problemem nie jest brak pieniędzy ale czasu
sen powoli staje się konceptem teoretycznym
kociol21 on
Zdecydowanie to pierwsze.
Przede wszystkim smalec – góry smalcu, całe łańcuchy górskie smalcu. Smalec miałem zajebisty, bo brałem od dziadków ze wsi, więc “kraftowy” i z dużą ilością cebuli i skwarek. Miesięcznie schodził spokojnie jeden ogromny słój tego.
Jadło się na przemian chleb ze smalcem, kaszę gryczaną ze smalcem i ryż ze smalcem.
Zupki chińskie to oczywiście standard. Pasztetu jakoś specjalnie nie jadałem.
Z takich bardziej pamiętnych rzeczy, to jak jeszcze w Polsce był Leader Price to mieli taką ogromną butlę (chyba 0.75l) sosu koperkowego za złotówkę, to kupowaliśmy po 4 takie butle i żarliśmy to z chlebem.
Plus najtańsza kiełbasa zwyczajna.
I oczywiście konserwy turystyczne.
Potem to już nawet zacząłem robić spaghetti, ale też na zasadzie, że kostka głęboko mrożonego mięsa za 2 zł, “sposób na” i najtańszy makaron.
RecognitionWitty7834 on
To wy na studiach jedliście?
unexpectedemptiness on
Może nie niezdrowo, ale na pewno była to dieta mało urozmaicona. Codziennie podobne kanapki i codziennie ta sama knajpka, na szczęście wtedy jedzenie na mieście było tanie (kasza+kotlet+surówka 5 zł, w stołówce studenckiej dało się nawet taniej).
Effective-Break4520 on
Dostawałam dużo jedzenia od rodziców i polowałam na promocje różne. Jestem typem osoby co lubi gotować i kombinować więc przeżycie na studiach nie było problemem. Jedzenie na mieście to był luksus, dziś mam bardziej stabilne życie i wciąż uważam to za luksus. Zawsze starałam i staram się jeść zdrowo bo jestem typem osoby co jest całe życie na diecie 🥲👍
16 Comments
Bogato i niezdrowo
Ja jadłem biednie ale skromnie.
czyli jak nie stać na jedzenie na mieście to biedny, got it
Potrafiłem kupić wielki, kilkukilogramowy worek parówek (w większych opakowaniach taniej) i potem jeść je na wszystkie posiłki.
A co do dolnego obrazka – te rzeczy wyglądają lepiej, ale wcale nie muszą być drogie. Gofry – jajko i trochę mąki. Beza – jajko, śmietana, owoce. To nie są drogie rzeczy. Bardziej kwestia zaangażowania i czasu w kuchni.
Na dolnym zdjęciu to nie widzę za bardzo jedzenia tylko same desery 🤔
Różnie, zależało od miesiąca 😁
Chyba największym hitem była u nas bułka z frytkami, która kosztowała 4.2 zł.
Była to bułka od kebaba wypełniona po brzegi frytkami + sos, można się było tym pięknie najeść.
Pasztet **I** jabłko? Może jeszcze w ten sam miesiąc? Jebany Sknerus McKwacz!
Brakuje mi tylko kaszanki i frytek (ten sam olej cały semestr). Tanich sosów.
Kanapka z chlebem, to było to
15 lat temu kupowałem słoik sosu do spaghetti, paczkę makaronu i mięso garmażeryjne z kurczaka (500g), co kosztowało mnie 10zł i robiłem z tego trzy obiady.
Kolejnym pomysłem na obiad były hamburgery – 4 kajzerki, paczka burgerów z momu, małe pudełeczko surówki, musztarda i keczup. Nie licząc tych dwóch ostatnich składników mieściłem się w okolicach 5-5.5zł.
Do tego w dużych ilościach jadłem ryż (w promocji nawet 99groszy za 4x100g). Jadałem ryż w zupie pomidorowej, ryż z sosem, ryż z bigosem, a kiedy było trzeba, to ryż z ryżem.
U góry masz szybko, u dołu długo. Jak miałbym dla dwóch lub – o zgrozo – dla jednej osoby pieprzyć się 1-2h z daniami, które starczą tylko na dziś, to ja podziękuję. Jak np. robię pizzę, to od razu 3 blachy, na 3 obiady i siema.
pracuje na pełny etat + studiuje, problemem nie jest brak pieniędzy ale czasu
sen powoli staje się konceptem teoretycznym
Zdecydowanie to pierwsze.
Przede wszystkim smalec – góry smalcu, całe łańcuchy górskie smalcu. Smalec miałem zajebisty, bo brałem od dziadków ze wsi, więc “kraftowy” i z dużą ilością cebuli i skwarek. Miesięcznie schodził spokojnie jeden ogromny słój tego.
Jadło się na przemian chleb ze smalcem, kaszę gryczaną ze smalcem i ryż ze smalcem.
Zupki chińskie to oczywiście standard. Pasztetu jakoś specjalnie nie jadałem.
Z takich bardziej pamiętnych rzeczy, to jak jeszcze w Polsce był Leader Price to mieli taką ogromną butlę (chyba 0.75l) sosu koperkowego za złotówkę, to kupowaliśmy po 4 takie butle i żarliśmy to z chlebem.
Plus najtańsza kiełbasa zwyczajna.
I oczywiście konserwy turystyczne.
Potem to już nawet zacząłem robić spaghetti, ale też na zasadzie, że kostka głęboko mrożonego mięsa za 2 zł, “sposób na” i najtańszy makaron.
To wy na studiach jedliście?
Może nie niezdrowo, ale na pewno była to dieta mało urozmaicona. Codziennie podobne kanapki i codziennie ta sama knajpka, na szczęście wtedy jedzenie na mieście było tanie (kasza+kotlet+surówka 5 zł, w stołówce studenckiej dało się nawet taniej).
Dostawałam dużo jedzenia od rodziców i polowałam na promocje różne. Jestem typem osoby co lubi gotować i kombinować więc przeżycie na studiach nie było problemem. Jedzenie na mieście to był luksus, dziś mam bardziej stabilne życie i wciąż uważam to za luksus. Zawsze starałam i staram się jeść zdrowo bo jestem typem osoby co jest całe życie na diecie 🥲👍